Festiwal miłości

Kolejny dzień Szymkowego raju. 
O, jakie laseczki tu się kręcą koło mojej jadłodajni.


Niestety Marcus zamknął sklepik Szymonowi przed nosem.
Sorry stary, ale laska kupiła właśnie ostatnie jedzenie, zresztą spieszę się na trening. Nara.
A co z moim śniadaniem?


No nic, trzeba podjechać na targ i kupić wreszcie jakieś zapasy. 

Wieczorem zadzwonił Marek.
Siedzisz w tej swojej norze sam jak palec. Niedługo zapomnisz ludzkiej mowy. W San Myshuno jest jakiś  festiwal. Zabawimy się, może poznasz kogoś ciekawego.


Marek, chodź spróbuj! całkiem niezła ta wiśniowa herbatka.



Ojej, jakie groźne kobitki tu są.
Szymek jakoś stracił ochotę na poznawanie kogoś nowego.



Zaczął rozglądać się po stoiskach. Może taką koszulkę w kwiatuszki?


Gustowne prawda panie...?


Geoffrey. Geoffrey Laangrab. Przyjemna impreza, prawda? Szkoda, że Nancy nie mogła przyjść. Poszalelibyśmy jak za młodych lat. Czuję wokół taką dziwną, romantyczną aurę.
Szymonowi bardzo spodobał się nowy znajomy. Nigdy by się nie spodziewał, po wyprowadzeniu się do samotni przyjaciół mu przybywa w postępie geometrycznym. 



W oddali zauważył swoich nowych sąsiadów.
Jade, Marcus, chodźcie tu do nas!
Imprezka zaczyna się rozkręcać.



Kobiety otoczyły Guru Miłości dopytując się o tych wysokich brunetów, których napotkają wieczorową porą. Szymkowi zdawało się nawet przez chwilę, że wśród nich dostrzegł Patrycję.
Patrycja tutaj? Niemożliwe.


Szymon zobacz, cos się tam stało!
Nic takiego. To tylko jeden z uczestników przesadził z wiśniową herbatką. 



Szymonowi wiśniowa herbatka też uderzył do głowy.


Zrobiło się późno. Marek gdzieś się zakamuflował za stoiskami.


To ja będę spadał. Jutro do roboty trzeba wstać.


Najpierw płatki róż, a teraz będę spadał? Co za antyromantyczny typ.

Komentarze